poniedziałek, 8 grudnia 2008

once upon a time...


Działo się to wszystko,
nie w każdej bajce bywa za siedmioma górami,
ale tuż obok,
dosłownie za rogiem,
w barze.
Mówiąc szczerze - to nie był zwykły bar.
Czy widział z was ktoś aby do baru przychodzili
Krasnale i Błędni Rycerze?
Mało tego - można było spotkać tam też Wiedźmy,
Królewiczów z innych bajek i Śpiące Królewny,
Leśne Duszki,
Wilkołaki
i jedna Dobrą Wróżkę.
Bywały takie wieczory, że nikt w miarę normalny nie
mógł znaleźć sobie tam miejsca - taki był tłok.
W okolicy ludzie szeptem opowiadali sobie o tym co
się tam dzieje a to były historie niezwykłe...
Można było spotkać tam Wilkołaka z Lublina,
który tym słynął, że na dziewictwo Panien Błotnych
łasy był wielce...
Żadna z nich nie była bezpieczną kiedy rozstawiał
swe sieci i zaglądał im głęboko w oczy i nikt już nie
policzy chyba tych niewinnych dusz które uwiódł.
Z drugiej strony to nie był on znowu aż tak straszny
jak by tego chciał i nawet małe dzieci śmiały się
mu za plecami.
W dziesięciostopniowej skali Wielkiej Rady Upiorów
miał zaledwie dwa punkty.
Co innego, takie Monstrum z Sopotu.
O nim to można było powiedzieć że straszy.
Nim opowiem wam o Monstrum z Sopotu,
muszę ostrzec was przed Rycerzami Okrągłego Z Tyłu.
Każdy rozsądny omijał to miejsce kiedy niecni ci
młodzieńcy urządzali tam sobie sabaty...
Był tam jeszcze Trójgłowy Potwór Z Akademii,
co to ponoć swym uczennicom
proszków jakiś do mleka dosypywał by bezwolne mu były,
Meduza z Muzeum co samym wzrokiem
zabić potrafiła...
Wierzcie mi, strach i groza władały tym miejscem.

Brak komentarzy: