niedziela, 23 września 2007

smętny koniec lata


koniec lata już...
albo
koniec już mi lata...
albo
lata już mi koniec...
(co kto woli)


Czas smażenia śliwkowych powideł,
Domorośli poeci wpadają w melancholię,
kryją się po zadymionych barach
i beznadziejnie czekają na Muzę,
która nie wiedzieć czemu woli tańce
od ich egzystencjonalnych rozterek.
Drobni pijaczkowie przenieśli się pod most,
tam cieplej i na głowę nie pada.
Wielki Trójkąt Letni przesunął się ku zachodowi.
Pora leczenia złamanych wakacyjną miłością serc,
pora grzanego wina,
kawy z piędziesiątką,
barowych romansów,
pora dramatycznego szukania ciepła.
Jeszcze chwila a ze straganów znikną ostatnie pomidory...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

mnie rozsądek nie wraca